Polski rząd ociąga się z akcją zmniejszania emisji spalin w samochodach grupy Volkswagen. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", w tej sprawie interweniuje Komisja Europejska. Unijna komisarz rynku wewnętrznego, przemysłu i przedsiębiorczości wysłała we wtorek list do polskiego ministra infrastruktury w sprawie opóźnień w akcji wymiany wadliwego oprogramowania samochodów grupy Volkswagen z silnikiem EA 189.

„Rzeczpospolita" poznała treść korespondencji. Elżbieta Bieńkowska apeluje do Andrzeja Adamczyka o przyspieszenie i zauważa, że samochody z wadliwym oprogramowaniem łamią unijne przepisy. I choć to do Volkswagena należy wymiana, to państwo – nawet jeśli nie nakaże producentowi obowiązkowej wymiany, musi jednak taką akcję wspierać i ostatecznie jest odpowiedzialne za łamanie przepisów. Według Bieńkowskiej należałoby się zastanowić nad dodatkowymi instrumentami, takimi jak obowiązkowa wymiana, obowiązkowe sprawdzanie stanu wymiany w czasie okresowych kontroli technicznych czy też pozytywne zachęty dla właścicieli wadliwych pojazdów, żeby zwracali się do Volkswagena. Z danych KE wynika, że w całej UE wymieniono oprogramowanie w 76 proc. wadliwych pojazdów, natomiast w Polsce poziom ten wynosi 37 proc. Przy czym dla dwóch marek należących do grupy VW – Skody i Seata – jest nawet niższy i wynosi 30 proc. W Polsce problem dotyczy 157 tysięcy pojazdów.

Polska nie jest jedynym krajem, który otrzymał takie ponaglenie. Bieńkowska wysłała listy także do ministrów Słowacji, Czech, Rumunii, Bułgarii i Chorwacji, z naszych informacji wynika, że najgorsza sytuacja jest w Polsce i Rumunii. Sprawa sięga września 2015 roku, gdy amerykańska agencja ochrony środowiska wykryła, że niemiecki koncern samochodowy stosuje w samochodach z silnikiem typu Diesel oprogramowanie fałszujące poziom emisji spalin. Zaniża je w czasie laboratoryjnych testów, żeby samochód został dopuszczony do ruchu. A potem w czasie zwykłego użytkowania faktyczny poziom emisji jest wielokrotnie większy od dopuszczalnego. W USA doszło do obowiązkowej wymiany wadliwych aut i Volkswagen musi płacić masowe odszkodowania. W Europie, gdzie te praktyki też były stosowane, nie ma jednak odpowiednich przepisów, które zmusiłyby producenta do wypłaty odszkodowań. Komisja Europejska może od państw członkowskich żądać, aby przestrzegały unijnego prawa i dopilnowały odpowiedniego poziomu spalin w użytkowanych samochodach. Ale nie może zarządzić na poziomie unijnym zasad jednolitych zasad wymiany oprogramowania. To powinno zrobić każde państwo we własnym zakresie, ale kilka z nich – np. Polska – wcale się z tym nie spieszy. Mimo że koszty ponosi wyłącznie producent: to on musi wymienić wadliwe oprogramowanie, zapewnić, żeby samochód spełniał normy emisyjne, a jednocześnie te warunki techniczne, które były w ofercie sprzedaży.

W liście Bieńkowska zwraca uwagę na jeszcze jedno niepokojące zjawisko: rosnącą liczbę starszych, bardziej trujących samochodów z silnikiem Diesla przewożonych z krajów Europy Zachodniej do Europy Środkowo-Wschodniej, co dodatkowo przyczynia się do zanieczyszczenia powietrza w miastach w tym regionie. Zdaniem polskiej komisarz może to być pośrednio efektem dieselgate. Z jednej strony rosnąca niechęć do diesla powoduje, że Europa Zachodnia wprowadza restrykcje w swoich miastach. Dodatkowo według Bieńkowskiej jest też bardzo możliwe, że wyższe wskaźniki wymiany wadliwych aut w Europie Zachodniej osiągnięto dzięki sprzedaży części z nich do krajów naszego regionu. W efekcie wskaźniki czystszego powietrze w Europie Zachodniej miałyby być osiągane poprzez „wypychanie" zanieczyszczeń m.in. do Polski. Według Bieńkowskiej to nieakceptowalna praktyka i jeśli Polska ją potwierdza, to sprawą trzeba się zająć na forum unijnym.

Ten pogląd podzielają organizacje pozarządowe. – Z naszych danych wynika, że tylko w 2017 roku z Europy Zachodniej do Polski sprzedano około pół miliona bardzo trujących samochodów z silnikami Diesla. Sprawa wymaga przepisów na poziomie unijnym – powiedziała „Rzeczpospolitej" Julia Poliscanova z organizacji Transport and Environment.