Przed reformą emerytalną ubezpieczony nie był klientem ZUS, a pracodawca opłacał tylko jedną składkę, wyliczaną globalnie dla wszystkich zatrudnionych, więc rocznie płatnicy składali do ZUS około 18 milionów dokumentów. Po reformie ubezpieczony został klientem ZUS – więc ich ilość zwiększyła się o 700 proc. Pracodawcy składają co miesiąc indywidualne rozliczenia składek za każdego pracownika oddzielnie, składki rozliczane są na cztery fundusze: ubezpieczeń społecznych (emerytalny, rentowy, chorobowy i wypadkowy) oraz fundusz ubezpieczenia zdrowotnego, a podstawy ich naliczania są różne. Rocznie do ZUS wpływa więc teraz ponad 260 milionów dokumentów. Dla ich zewidencjonowania ZUS musiał zatrudnić dodatkowo prawie 10 tys. pracowników oraz nabyć system komputerowy o gigantycznych mocach obliczeniowych i stworzyć do niego skomplikowane oprogramowanie. Wydał na to – o ile dobrze pamiętam – na początek 3,5 mld zł. A teraz wydaje rocznie około 800 milionów na jego utrzymanie! To wszystko z odpisu ze składek na emerytury, które – przypomnę – mogą być wypłacane i bez tego systemu.

System jest rzeczywiście świetny. Potrafi policzyć nawet coś, czego nie ma. Na przykład policzył nam „kapitał początkowy", a teraz liczy, jakie będziemy mieć emerytury za 40 lat. Jako że byłem przewodniczącym RN ZUS, to wiem, co tam jest – tam nic nie ma. Nie ma też żadnego kapitału – nie tylko „początkowego". Są pracownicy i KSI. Wszystkie pieniądze, jakie wpływają do ZUS, natychmiast wydaje on na emerytury, które dziś wypłaca, pensje swoich pracowników (wraz ze składkami na ZUS) i utrzymanie KSI, który wyliczy, że około roku 2050 trzy czwarte emerytów będzie miało taką samą emeryturę – najniższą. Nie zbiorą bowiem (czyli nie wpłacą do ZUS) więcej, żeby mogli otrzymać emeryturę wyższą niż najniższa. Co czwarty będzie miał emeryturę troszkę wyższą od trzech pozostałych. Średnio może o 50 zł miesięcznie. Tu naprawdę nie ma czego liczyć za te miliardy złotych. Mówiłem to już jako przewodniczący RN ZUS. Nie przyszło mi wówczas do głowy, że po zarzutach prokuratorskich za umowę z Prokomem komuś przyjdzie kiedyś do głowy budowa nowego systemu. Może dlatego, że ostatecznie nikomu nic się nie stało. Z wyjątkiem emerytów.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI