Schetyna: Dyplomata PiS musi mieć partyjny kręgosłup

Polska zmieniła się w nadąsanego smarkacza siedzącego w kącie.

Aktualizacja: 29.11.2017 15:33 Publikacja: 28.11.2017 16:51

Szarża przeciwko Donaldowi Tuskowi rozpoczęła proces zmniejszania znaczenia Polski na arenie międzyn

Szarża przeciwko Donaldowi Tuskowi rozpoczęła proces zmniejszania znaczenia Polski na arenie międzynarodowej

Foto: AFP

Degradacja znaczenia rządu polskiego w UE została w połowie listopada potwierdzona – po haniebnej szarży przeciw Donaldowi Tuskowi zakończonej głosowaniem 1 do 27 – katastrofalnym dla ekipy PiS głosowaniem Parlamentu Europejskiego w sprawie rezolucji dotyczącej praworządności. W dodatku w najbliższym nam regionie środkowoeuropejskim utracie pozycji nieformalnego lidera przez Warszawę towarzyszy dezintegracja Grupy Wyszehradzkiej.

Rząd Beaty Szydło (Jarosława Kaczyńskiego?) zrezygnował z prowadzenia aktywnej polityki wschodniej. Miałkości relacji z USA nie zatarła nawet czysto wizerunkowa wizyta Donalda Trumpa. W sumie przez ledwie dwa lata PiS zdołał niestety zmienić Polskę z ważnego gracza w centrum polityki międzynarodowej w nadąsanego smarkacza stojącego w kącie.

To wszystko wynika, po pierwsze, z podporządkowania racji stanu Polski partyjnej polityce wewnętrznej – stąd bezsensowne akcje antyniemieckie czy antyukraińskie. Po drugie zaś – z zasadniczych błędów w ocenach i kalkulacjach międzynarodowych. Jeśli kilka lat temu te oceny przygotowywali dla PiS tylko słabi i ideologicznie skrajni eksperci partyjni, to od dwóch lat rządząca partia ma do dyspozycji cały analityczny i wykonawczy aparat państwowy. Niestety, rządzący nie chcą z niego korzystać. Żadna autokorekta nie następuje.

Pracownicy z łapanki

Dzieje się tak, bo PiS traktuje całą odziedziczoną po III RP służbę zagraniczną wrogo. Podczas gdy polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych to jeden z najmłodszych i najbardziej profesjonalnych urzędów centralnych, z unikalną w całej administracji specjalną ścieżką naboru nowych pracowników – dla Jarosława Kaczyńskiego jest jedynie siedliskiem „postkomunistycznych złogów”.

Zgodnie z taką logiką wszelkie racjonalne analizy i ostrzeżenia wypływające z aparatu państwowego traktowane są z jawną niechęcią. Wzorcowy dyplomata PiS nie powinien wyrażać zbędnych wątpliwości, zastępując krytyczne myślenie właściwym kręgosłupem partyjnym. Wymieniani są i eksperci w MSZ, i dyplomaci na całym świecie. Zyski dla kraju będą żadne, ale partyjny elektorat utwierdzi się w przekonaniu, że PiS chce dobrze, ale cały niewdzięczny świat sprzymierzył się przeciw niemu. I tak w kółko.

W Komisji Europejskiej etatowym wrogiem rządu PiS stał się Frans Timmermans, prywatnie najżyczliwiej nastawiony do Polski cudzoziemiec. W Parlamencie Europejskim wrogami są wszyscy poza brytyjskimi konserwatystami. W Niemczech – również wszyscy poza nacjonalistyczną AfD. W administracji amerykańskiej – Departament Stanu. Brakuje już tylko nawiązań do amerykańskiej stonki oraz niemieckich rewizjonistów, a analogie z propagandą PRL stałyby się oczywiste. W stosunkach z Ukrainą tragiczna przeszłość na Wołyniu stała się ważniejsza niż inwestowanie w przyszłość wzajemnych stosunków. Na Białorusi odwrotnie – dzisiejsze interesy i los Polaków i praw obywatelskich w tym kraju zostały przysłonięte budową relacji z „ciepłym człowiekiem” Aleksandrem Łukaszenką.

Do tej partyjnej wizji świata PiS dostosowuje kadry. Od kilkunastu miesięcy na kluczowe placówki PiS prawie w ogóle nie mianuje już fachowych dyplomatów, ale gorączkowo poszukuje kandydatów w zapleczu partii lub zgoła kluczem towarzysko-rodzinnym. Ktoś wpadł w oko ministrowi Krzysztofowi Szczerskiemu, kogoś poznał minister Jan Dziedziczak albo kogoś pamięta szara eminencja obecnego MSZ Jan Parys. Pod pretekstem usunięcia ze służby zagranicznej kilkudziesięciu byłych funkcjonariuszy i współpracowników służb specjalnych PRL planuje się formalne zwolnienie kilku tysięcy polskich dyplomatów, a następnie podpisanie z niektórymi nowych umów. Z opcją zmiany stopnia dyplomatycznego i wynagrodzenia.

Cele nowej ustawy o służbie zagranicznej są jasne – zwolnić lub skłonić do odejścia fachowców, w 95 proc. bez PRL-owskiego epizodu, wprowadzić swoich nominatów, mających świadomość, że tyle ich kariery w dyplomacji, ile czasu PiS u władzy w Polsce. A nade wszystko uciszyć mających własne zdanie. I to ten ostatni zamiar jest z punktu widzenia państwa najbardziej karygodny!

Bo cele PiS są inne niż interes Polski. PiS chce mieć wreszcie w MSZ autorów takich analiz, jakie wynikają z partyjnej kalkulacji. Jak się wymieni ekspertów w Biurze Analiz Sejmowych na swoich, to i ekspertyza w sprawie reparacji wojennych od Niemiec będzie wyglądała tak, jak chciał tego wcześniej prezes Kaczyński. Żadnych wątpliwości. Nowi ambasadorzy i konsulowie nie mają wzbudzać respektu u gospodarzy ani sympatii u miarodajnych przedstawicieli Polonii, nie muszą promować polskich interesów. Wystarczy, że podobają się miejscowemu klubowi „Gazety Polskiej” oraz składającym zagraniczne wizyty parlamentarzystom PiS.

W nowej ustawie widać wyraźnie, że interes i bezpieczeństwo państwa się nie liczą. Bo jak inaczej ocenić zrywanie więzi z setkami aktywnych wciąż ludzi, przyjętych do MSZ po 1989 r., którym teraz komunikuje się, że w nowym MSZ będą co najwyżej tolerowani? Że jeśli dzisiaj są nawet dyrektorami departamentów, to rządząca partia będzie mogła zamiast nich zatrudnić kogoś znajomego spoza urzędu?

Zgodnie z forsowaną przez PiS ustawą zwalniani urzędnicy MSZ nie otrzymają żadnej propozycji zatrudnienia. Czy zostawienie na bruku pięćdziesięciolatków, zasłużonych, wysokich rangą dyplomatów o unikalnej wiedzy na temat najwrażliwszych interesów naszego państwa służy jego bezpieczeństwu?

Jeszcze zanim szkodliwa ustawa weszła w życie, polityka personalna w MSZ przyjęła postać farsy. Do dzisiaj PiS nie wyjaśnił opinii publicznej, jak możliwy był i czym się właściwie skończył skandal z powołaniem na ultrawrażliwe stanowisko wiceministra spraw zagranicznych ds. ekonomicznych pana Roberta Greya, w przeszłości współpracującego ze służbami USA. Na czyj wniosek go mianowano? Kto dał mu dostęp do tajemnic? Czy osoby te poniosły konsekwencje swojej nieodpowiedzialności?

Niedawno wymieniono już kolejnego wiceministra spraw zagranicznych odpowiedzialnego m.in. za kwestie prawnych aspektów naszych relacji z UE. I znowu nie wiemy, co przesądziło o tak szybkim końcu kariery Renaty Szczęch.

Nowa polityka zagraniczna

W Sejmie politycy PiS pracujący nad ustawą o MSZ planują przekazać – łamiąc konstytucję! – politykę kadrową z resortu do nowo tworzonej Rady Służby Zagranicznej, nad którą kontrolę będzie miała partia Kaczyńskiego. Protestuje przeciw temu nawet Witold Waszczykowski.

IPN ogłasza, że stosowna deklaracja i doniesienie na własnego kuzyna nie jest aktywną współpracą ze służbami PRL, przynajmniej gdy chodzi o ambasadora RP w Berlinie i męża prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Przyłębskiego. Niedoszły kandydat na ambasadora w Oslo zamiast udowadniać Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, że jednak ma kwalifikacje, próbował nas przekonać, że w 1987 r. do MSZ w PRL wstępowało się niewinniej niż do oddziału Ligi Obrony Kraju. Ostatnio okazało się, że na kluczowe w całej polskiej administracji stanowisko stałego przedstawiciela przy UE w Brukseli rząd PiS mianował bliskiego współpracownika minister Anny Fotygi, ale i PRL-owskich służb wojskowych...

Kierując polską dyplomacją, korzystałem z doświadczenia setek kompetentnych i oddanych interesom Rzeczypospolitej ludzi, o bardzo różnych korzeniach. Resort spraw zagranicznych był wtedy instytucją nieustannie dostosowującą się do nowych wyzwań. W trakcie ośmiu lat koalicji PO–PSL MSZ połączono z Urzędem Komitetu Integracji Europejskiej i zracjonalizowano sieć placówek, likwidując mniej potrzebne i otwierając nowe, wtedy niezbędne. Do MSZ przyjmowano dziesiątki nowych, głównie młodych pracowników, po aplikacji, po Krajowej Szkole Administracji Publicznej, z innych resortów, którzy zasadniczo odmłodzili kadrę dyrektorską i kierownictwa placówek. Dwukrotnie podniesiono płace dla aplikantów dyplomatycznych i utworzono komórkę szkoleniową z prawdziwego zdarzenia. Poszerzono też zakres odpowiedzialności MSZ o sprawy polonijne czy koordynację promocji Polski. Powstała skuteczna, wewnętrzna komórka bezpieczeństwa dyplomatycznego. Bez nagonki, bez szczucia jednych na drugich, bez kapturowych sądów i nieuzasadnionych zwolnień.

Ten proces reform powinien mieć charakter właściwie permanentny, bo świat ciągle idzie do przodu. Jednak te potrzebne zmiany nie mają nic wspólnego z obecnym „skokiem na MSZ” w wykonaniu PiS.

Rozwój MSZ powinien iść zdecydowanie w kierunku wyznaczonym przez ustawę o służbie zagranicznej z 2001 r. Zwiększanie zakresu obowiązków powinno iść w parze z większym wsparciem dla dyplomatów, zwłaszcza młodych, i ich rodzin na placówkach. Taka polityka mogłaby doprowadzić do obsadzania z inicjatywy polskich władz wpływowych stanowisk w Unii Europejskiej, NATO i ONZ. Niestety, obecne działania PiS jedynie pogłębią kryzys naszej nieobecności tam, gdzie rozstrzygają się polskie interesy.

PiS mogło wybrać drogę doskonalenia, a nie burzenia. Głębokie reformy instytucji państwa, aby przetrwać lata, powinny być dokonywane w ponadpartyjnym porozumieniu. Platforma nie sprzeciwia się bezpiecznemu dla interesów kraju usunięciu z MSZ osób, którym indywidualnie udowodni się zwalczanie antykomunistycznej opozycji czy niepodległościowej Polonii w czasach PRL. Jednak takie działanie nie może być pretekstem do grupowej czystki oraz partyjnego skoku na MSZ.

Pozaprawne zniszczenie polskiej dyplomacji i uczynienie z niej instrumentu działania jednej partii nie może pozostać bez konsekwencji. Uczestniczący w tym procederze politycy poniosą odpowiedzialność karną, a przynajmniej polityczną, a wspierający ich urzędnicy – także służbową. Ci, którzy zostali lub zostaną przyjęci do pracy w dyplomacji z naruszeniem zasad lub standardów, zostaną z niej usunięci. Ci, których mimo kompetentnej pracy dla Polski po 1989 r. ekipa PiS szykanuje i zwolni, mogą liczyć w przyszłości na zadośćuczynienie lub powrót do pracy.

Jednym z najważniejszych zadań Platformy Obywatelskiej będzie odbudowa prestiżu polskiej polityki i samej służby zagranicznej. W służbie racji stanu Rzeczypospolitej.

Autor jest przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, byłym ministrem spraw zagranicznych

Degradacja znaczenia rządu polskiego w UE została w połowie listopada potwierdzona – po haniebnej szarży przeciw Donaldowi Tuskowi zakończonej głosowaniem 1 do 27 – katastrofalnym dla ekipy PiS głosowaniem Parlamentu Europejskiego w sprawie rezolucji dotyczącej praworządności. W dodatku w najbliższym nam regionie środkowoeuropejskim utracie pozycji nieformalnego lidera przez Warszawę towarzyszy dezintegracja Grupy Wyszehradzkiej.

Rząd Beaty Szydło (Jarosława Kaczyńskiego?) zrezygnował z prowadzenia aktywnej polityki wschodniej. Miałkości relacji z USA nie zatarła nawet czysto wizerunkowa wizyta Donalda Trumpa. W sumie przez ledwie dwa lata PiS zdołał niestety zmienić Polskę z ważnego gracza w centrum polityki międzynarodowej w nadąsanego smarkacza stojącego w kącie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej