W poniedziałek białoruska agencja BiełTA poinformowała, że sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, Tomasz Szmydt, wystąpił do władz Białorusi o azyl polityczny. Na konferencji prasowej twierdził, iż jest to wyraz protestu wobec polskiej polityki prowadzonej w stosunku do Białorusi i Rosji. Zdaniem Szmydta polscy politycy powinni "przywrócić dialog z prezydentem Łukaszenką i Rosją". Szmydt poinformował także, że ambasada Białorusi przekaże polskim władzom informację o jego rezygnacji ze stanowiska sędziego WSA.
Sprawę skomentował w Programie 3 Polskiego Radia Marek Dukaczewski, generał brygady Sił Zbrojnych RP, były szef WSI. Jak powiedział, "zniknięcie sędziego wpisuje się w eksfiltrację, czyli wycofanie agenta z terenu, na którym jest zagrożony". - Tak dzieje się, gdy agent czuje, że robi się gorąco. Nie mam wątpliwości, że to był szpieg - podkreślił.
Czytaj więcej
Gdyby brać za dobrą monetę zapewnienia polityków z obozu PiS, a zwłaszcza Suwerennej Polski, że sędziego Tomasza Szmydta w zasadzie nikt nie znał, to są tylko dwie możliwości: albo mamy do czynienia z ludźmi niezbyt spostrzegawczymi, albo Tomasz Szmydt był superagentem na miarę Stirlitza do kwadratu.
Dukaczewski: Przez osiem ostatnich lat służby specjalne koncentrowały się na rozpracowywaniu opozycji
- Afera hejterska, w którą był zamieszany Szmydt, mogła być sterowana ze wschodu, a to wpisuje się w wojnę hybrydową, którą Rosjanie prowadzą w wielu krajach - powiedział Marek Dukaczewski. - Rosja efektywnie stosuje narzędzia chaosu. Jeżeli sędzia już przestanie być potrzebny służbom białoruskim, to może się to dla niego skończyć nie najlepiej - dodał.
Jak ocenił Dukaczewski, Szmydt rozpatrywał odmowy dotyczące postępowań o przyznanie certyfikatu bezpieczeństwa i miał informacje atrakcyjne dla służb białoruskich i rosyjskich. - Można się spodziewać, że jest duża grupa w administracji państwowej, która znalazła się w zainteresowaniu służb białoruskich i rosyjskich. Rosjanie w kolejnych działaniach pozyskują ludzi do działań o charakterze chuligańskim i sabotażowym, aby zastraszać społeczeństwo - powiedział. - Przez osiem ostatnich lat służby specjalne koncentrowały się na rozpracowywaniu opozycji i ludzi w różnych środowiskach, również dziennikarskich, którzy nie myślą zgodnie z linią partii. Były one służbami partyjnymi, a nie państwowymi. Z informacji, które docierają do mnie z mediów, wynika jednoznacznie, że te służby nie wykrywały zagrożeń wywiadowczych czy terrorystycznych - zaznaczył.