W „Rzeczpospolitej” z 10 kwietnia ukazał się artykuł R. Sikorskiego „Nie chodzi tylko o wynagrodzenia za streaming”, odnoszący się do projektu implementowania dyrektywy Rady i Parlamentu Europejskiego 2019/790.
Wypowiedź odpowiada podstawowym tezom użytkowników rynku medialnego. Autor krytycznie ocenia system zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi na polskim rynku, a w rzeczywistości na rynku europejskim. Punktem wyjścia jego rozważań jest wprawdzie implementacja dyrektywy, jednak za model najlepszy uważa system amerykański. Nie podzielam tego myślenia. Amerykanów należy za wiele podziwiać i próbować ich naśladować. Nie za prawo autorskie jednak. Wynika to z tego, że tradycja prawna w tej dziedzinie jest szczególna. Dotyczy to samej koncepcji prawa autorskiego, a także odmienności systemu prawa, zwłaszcza roli zwyczaju w stosunkach umownych i roli orzecznictwa. Formalnie USA jest członkiem konwencji berneńskiej obowiązanym do respektowania jej minimów, jednak na ich stosowaniu ciąży odmienna od europejskiej tradycja rozumienia praw autora.