Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści

Wygląda na to, że ktoś celowo próbuje wywołać niepokoje społeczne w dotychczas spokojnym i gościnnym kraju. Trudno w inny sposób zrozumieć działanie rządzącej partii.

Publikacja: 03.05.2024 13:58

Starcia protestujących z policją w Tbilisi

Starcia protestujących z policją w Tbilisi

Foto: PAP/EPA/DAVID MDZINARISHVILI

Rządzące od 2012 roku Gruzińskie Marzenie po raz pierwszy próbowało przeforsować ustawę „o przejrzystości wpływów zagranicznych” jeszcze w marcu ubiegłego roku. Już wtedy wywołało to protesty, bo wielu Gruzinom skojarzyło się to z rosyjską ustawą „o agentach zagranicznych”, która doprowadziła do całkowitego podporządkowania trzeciego sektora Kremlowi, likwidacji wielu organizacji pozarządowych niewpisujących się w główny nurt. Rządzący w Tbilisi tłumaczyli, że chodzi jedynie o „przejrzystość wpływów finansowych z zagranicy”, a nie ograniczenie działalności NGO. Nie przekonało to gruzińskiej ulicy, która początkowo zmusiła rząd do wycofania się z tego pomysłu. Po ponad roku władze gruzińskie nagle wróciły do tematu, przyjęły ustawę zaledwie kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi (odbędą się w październiku).

Czytaj więcej

Gruzińska policja brutalnie tłumi protesty. Parlament popiera „prawo rosyjskie”

I znów protesty, starcia z policją, pobici opozycjoniści. Po co Gruzińskie Marzenie strzela sobie w stopę?

Miliarder, który rządzi Gruzją krytykuje Zachód i straszy rodaków wojną 

Nie jest tajemnicą to, że od lat Gruzją z tylnego fotela rządzi miliarder Bidzina Iwaniszwili, założyciel rządzącej partii. Obecnie jest honorowym przewodniczącym Gruzińskiego Marzenia. Jest uważany za największego filantropa w kraju, bo budował szkoły, szpitale i świątynie. Ogromnego majątku dorobił się na początku lat 90. w Rosji i przez wiele lat nie pokazywał się publicznie, dopóki nie wywrócił do góry nogami życia politycznego w Gruzji. Wówczas, dwanaście lat temu, zmiażdżył ugrupowanie byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego (dzisiaj przebywa w areszcie w Tbilisi), obstawił się młodymi absolwentami prestiżowych europejskich uczelni i przekonywał Gruzinów, że stawia na integrację kraju z UE i NATO.

Wygląda na to, że po drodze coś poszło nie tak. Po wybuchu rosyjskiej agresji z Tbilisi zaczęły płynąć dziwne oświadczenia polityków władzy mówiących o tym, że ich niewielki kaukaski kraj „pewne siły” chcą wciągnąć do wojny i „otworzyć drugi front”.

Czytaj więcej

Ukraina chce sprowokować nową wojnę Rosji z Gruzją?

Tezy te powtórzył Iwaniszwili kilka dni temu w Tbilisi podczas ponad 100-tysięcznego wiecu zwolenników rządu. Mówił, że mimo obietnic „Gruzji i Ukrainy nie przyjęli do NATO”. Co więcej, oskarżył „globalną partię wojny”, że traktuje Ukrainę i Gruzję jako „mięso armatnie”. Nie sprecyzował, o jaką „partię wojny” chodzi, ale nie trudno się domyśleć, że miał na myśli Zachód (a w szczególności USA).  Mimo to, Gruzinom obiecał, że już w 2030 roku ich państwo będzie członkiem Unii Europejskiej.

Rząd Gruzji nie chce drażnić Rosji

Wygląda na to, że rządzące elity w Tbilisi straciły wiarę w Sojusz Północnoatlantycki. Wszystko zaczęło się w kwietniu na szczycie NATO w Bukareszcie, gdy przedstawiciele Gruzji (i Ukrainy) wrócili do swoich stolic bez zaproszenia do Sojuszu. Kilka miesięcy później Gruzja straciła Abchazję i Ostię Południową po kilkudniowej wojnie z Rosją. Wówczas nikt jej nie pomógł.

Patrząc na trwającą od ponad dwóch lat agresję Rosji nad Dnieprem, starte z powierzchni ziemi ukraińskie miasta, wielu polityków w zaledwie 3,7-milionowej Gruzji zapewne zadaje sobie pytanie: a gdyby to nas Putin najechał? Czy NATO przyszłoby z pomocą? Odpowiedź jest oczywista. Stąd próba doskonale znającego moskiewskie klimaty miliardera, by utrzymać się na dwóch stołkach, nie eskalować relacji, nie drażnić agresywnej i imperialistycznej Rosji. Da się to zrozumieć. Zwłaszcza, że rosyjscy turyści napędzają tamtejszą gospodarkę i są najliczniejszą grupą przybyszy (po Turkach).

Jeżeli protesty nie ustaną, Gruzja może stracić turystów

Nie da się natomiast zrozumieć (nie rozumieją tego też gruzińscy komentatorzy), dlaczego kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi władze w Tbilisi wróciły do kontrowersyjnej i wzbudzającej duże emocje ustawy. Nie mogły nie przewidzieć reakcji społeczeństwa. Dlaczego akurat teraz postanowiły znów sprowokować protesty?

Czytaj więcej

Kontrowersyjna ustawa uchwalona. „Zagraniczni agenci” znów destabilizują Gruzję

Wszystkie sondaże wróżyły wygraną Gruzińskiego Marzenia (różne ośrodki dawały tej partii od 36 do nawet ponad 50 proc.). By obalić obecne rządy musiałaby zjednoczyć się cała gruzińska opozycja, a to w tamtejszych realiach politycznych byłoby zadaniem niezwykle trudnym. Widok pobitych przez policję protestujących z pewnością jednoczy dzisiaj przeciwników ugrupowania Iwaniszwilego. Nie takich widoków potrzebuje też gruzińskie społeczeństwo, które od rządu oczekuje zupełnie czegoś innego.

W grudniu (wynika to z badań Edison Research) większość Gruzinów wskazywała na trzy najważniejsze problemy kraju: bezrobocie, ubóstwo, wzrost cen. Przyjęta przez gruziński parlament ustawa z pewnością nie poprawi tej sytuacji. Wręcz przeciwnie. W obliczu rozpoczynającego się sezonu turystycznego władze w Tbilisi muszą jak najszybciej uspokoić sytuację. W przeciwnym wypadku niewiele turystów (są najważniejszym źródłem dochodu kraju) zdecydowałoby się na wczasy w kraju ogarniętym protestami.

Rządzące od 2012 roku Gruzińskie Marzenie po raz pierwszy próbowało przeforsować ustawę „o przejrzystości wpływów zagranicznych” jeszcze w marcu ubiegłego roku. Już wtedy wywołało to protesty, bo wielu Gruzinom skojarzyło się to z rosyjską ustawą „o agentach zagranicznych”, która doprowadziła do całkowitego podporządkowania trzeciego sektora Kremlowi, likwidacji wielu organizacji pozarządowych niewpisujących się w główny nurt. Rządzący w Tbilisi tłumaczyli, że chodzi jedynie o „przejrzystość wpływów finansowych z zagranicy”, a nie ograniczenie działalności NGO. Nie przekonało to gruzińskiej ulicy, która początkowo zmusiła rząd do wycofania się z tego pomysłu. Po ponad roku władze gruzińskie nagle wróciły do tematu, przyjęły ustawę zaledwie kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi (odbędą się w październiku).

Pozostało 84% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Tomasz Szmydt napuszczony na polską ambasadę w Mińsku. Dlaczego Aleksandr Łukaszenko to robi?
Publicystyka
Sondaż: Komisja ds. badania wpływów rosyjskich dzieli Polaków. Wyborcy PiS przeciw
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Polska była proizraelska, teraz głosuje w ONZ za Palestyną
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Czy sprawa sędziego Tomasza Szmydta najbardziej zaszkodzi Trzeciej Drodze i Lewicy?
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą