Choć czasy chrztu Polski nikną w mrokach ekonomicznej niewiedzy, specjalnych powodów do dumy raczej nie mamy: myśmy ledwo co wystawili nosy z puszczy, podczas gdy na Zachodzie budowano zamki i ogromne romańskie katedry. No ale wiadomo, świeżo dopuszczonym do europejskiej wspólnoty byłym poganom wiele można wybaczyć.
Pierwsze szacunki PKB na głowę mieszkańca centralnych dzielnic Polski dotyczą początku XV wieku, a więc momentu, kiedy Kazimierz Wielki zostawił już Polskę murowaną, a Jagiełło rozgromił wrednych Krzyżaków. Sięgał on wówczas nieco ponad 40 proc. poziomu zachodnioeuropejskiego, co przy powolnym, charakterystycznym dla średniowiecza tempie rozwoju (0,2–0,3 proc. rocznie) oznaczało 200–300 lat zapóźnienia.