Nerwowość, z jaką politycy PiS zareagowali na ucieczkę z kraju swojego dawnego cyngla, jest całkowicie zrozumiała. Tomasz Szmydt był przez lata wiernym żołnierzem „herszta” Łukasza Piebiaka, bardzo zasłużonym dla „reformy” sądownictwa w wykonaniu Zbigniewa Ziobry. Minister po ośmiu latach zostawił sądownictwo jeszcze bardziej opieszałe niż przed reformą, za to z szumowinami w rodzaju Szmydta. Sędzia ten jeszcze chwilę temu miał się całkiem dobrze, choć powodów do odsunięcia go od orzekania było aż nadto, nie tylko w sprawach wrażliwych, ale we wszystkich. Wiem, jak bardzo standardy się u nas nie przyjęły, ale teoretycznie sędzia powinien być „nieskazitelnego charakteru”, a Szmydt, jakiego znamy, dostarczył mnóstwa argumentów za tym, że tego wymogu nie spełniał, na długo zanim w końcu okazał się (biało)ruskim agentem. A jeśli nie agentem, to przynajmniej dobrowolnym narzędziem w rękach rosyjskich służb.

Czytaj więcej

Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy

Oświadczenia majątkowe sędziego Szmydta powinny zaalarmować służby. Ale szczyt ich możliwości to podsłuchiwanie żołnierek

W plemiennej logice jest oczywiście zrozumiałe, że się nie prześwietla tych, co są z nami, zwłaszcza gdy są gotowi nająć się do brudnej roboty. Nic dziwnego więc, że służby nadzorowane przez Mariusza Kamińskiego nie miały motywacji do przyjrzenia się Szmydtowi, gdy jeszcze służył Ziobrze. Ale jeśli nie zrobiły tego nawet wtedy, gdy Szmydt przeszedł na drugą stronę i zaczął grać przeciwko byłym kolegom, to znaczy, że są jeszcze bardziej nieudolne, niż myśleliśmy, i podsłuchiwanie Pegasusem żołnierek oskarżających przełożonych o molestowanie to szczyt ich śledczych możliwości. Oświadczenia majątkowe zarabiającego dwadzieścia parę tysięcy sędziego, który jedyne, co ma, to ogromne długi i stary samochód, powinny zaalarmować służby, bo taka kondycja finansowa dobrze zarabiającego sędziego może oznaczać albo ukrywanie pieniędzy, albo poważne problemy osobiste, np. uzależnienie od hazardu.

Zamiast ponadpartyjnej dyskusji, jak się wzmocnić, mamy licytację na to, kto jest bardziej uszpiegowiony.

Jako sędzia rozpatrujący sprawy szczególnie wrażliwe Tomasz Szmydt powinien być rutynowo sprawdzany przez służby. Te, na czele których stał Mariusz Kamiński, dzisiaj niepoczuwający się do niczego, nawet do tego, że mając wiedzę o podejrzanych kontaktach przyszłego ministra, miał obowiązek temu przeciwdziałać, a nie teraz wykorzystywać w żenującej przepychance o to, „czyim” szpiegiem jest Szmydt i kto ma ich koło siebie więcej. Kraj frontowy, który jest regularnie testowany przez wschodnie służby, najwyraźniej znowu nie zamierza wyciągnąć żadnych konstruktywnych wniosków. Zamiast ponadpartyjnej dyskusji, jak się wzmocnić, mamy licytację na to, kto jest bardziej uszpiegowiony.