Tamci bawią się, cieszą, piją, jest wiosna, maj – a my tu giniemy”. To słowa Władysława Bartoszewskiego, więźnia komunistycznej katowni zlokalizowanej przy ulicy Koszykowej, w centrum odbudowującej się po wojnie Warszawy, w maju 1951 roku. Było w tym coś przejmującego. Krajobraz życia podnoszącego się z ruin przeciwstawiony został ponurej wizji nieszczęśników oglądających świat zza krat, będących tak blisko śmierci. Śmierci umieszczonej przez komunistyczny reżim tuż obok tego nowego, kiełkującego życia. Śmierci zasianej w jednej z piękniejszych kamienic stołecznego Śródmieścia, jednej z tych nielicznych, którym udało się niemal cudem przetrwać zagładę miasta.